Przed
premierą Przepióreczki...
POWRÓT
[str.230
za: Maria Malanowicz-Niedzielska; Z Żeromskim na premierze
Przepióreczki, Dziennik Polski 1945]
W
roku 1924, jako młodziutka, prawie początkująca aktorka, zostałam
zaangażowana przez dyrektora Osterwę do Teatru Narodowego w
Warszawie. Dano mi rolę Doroty Smugoniowej w sztuce Stefana Żeromskiego
Uciekła mi przepióreczka...
Stefana Żeromskiego
poznałam jeszcze przed rozpoczęciem prób. Zawiózł mnie
Juliusz Osterwa do Konstancina, do pp. Żeromskich, aby autorowi
pokazać przyszłą Smugoniową. Pobyt w Konstancinie przeleciał
jak sen, sen lekki i radosny. Żeromski okazał się człowiekiem
tak prostym i bezpośrednim, że miało się wrażenie, jak gdyby
znało się go dawno dobrze. Okazał mi tyle sympatii i serca,
tyle zainteresowania moimi pierwszymi krokami w Warszawie, że
nabrałam otuchy i poczułam się trochę pewniejsza. Byłam
mu za to głęboko wdzięczna, gdyż trwałam wciąż jak gdyby w
oszołomieniu –
nowe miasto, duży teatr, tylu znakomitych kolegów, a do tego
jeszcze Przepióreczka i Stefan Żeromski.
We wrześniu rozpoczęliśmy próby. Obsada była była bardzo
mocna i dobra, składająca się z samych starszych kolegów,
znanych aktorów, a więc Ludwik Solski, Stefan Jaracz, Juliusz
Osterwa, Tekla Trapszo, Kotarbiński, Śliwicki, Zieliński,
Bednarczyk, Chmieliński, Różański, Staszkowski –
no i moja skromna
osoba. Reżyserował Osterwa, a potem gdyśmy już próby robili
na scenie, montował sztukę na prośbę Osterwy –
Kazimierz Kamiński, gdyż Osterwa grając główną rolę nie mógł
być jednocześnie na widowni jako reżyser kierujący całością
sztuki.
|
|
Początkowo
nastrój na próbach był dość oficjalny i chłodnawy, czuło się
jak gdyby niedowierzanie i zdania o sztuce były bardzo różne.
Chwalono jako dzieło literackie, jako sztukę sceniczną –
krytykowano. Zainteresowanie wśród aktorów, nawet nie
grających w tej sztuce, było ogromne. Mieczysław Frenkiel również
przeczytał sztukę i wyraził się: „...To bardzo piękne,
ale nie na scenę –
to jest literatura-papier..." –
Potem zresztą kajał się mistrz Frenkiel i kilka razy był na
przedstawieniu Przepióreczki.
Do nastroju ogólnego przyczyniało się też to, że wszyscy
znakomici aktorzy, którzy grali w Przepióreczce –
z wyjątkiem Osterwy i Jaracza – grali role nie dające pola
do popisu i przyjęli je tylko ze względu na osobę Żeromskiego.
Osterwa jako reżyser umiał z właściwym sobie czarem tak pomówić
z każdym, że po chwili każdy czuł i wierzył, że na nim tylko
sztuka i powodzenie jej się opiera. Jednym słowem, Osterwa już
podczas pierwszych prób był tym Przełęckim, który zachęca,
rozgrzewa i skłania do działania swych kolegów, w sztuce
profesorów, w życiu aktorów. Toteż wkrótce nastrój uległ
radykalnej zmianie. Wszyscy rozgrzali się, a nawet częściowo
wciągnęli się w redutową metodę pracy.
Dwie tylko osoby w tym otoczeniu były onieśmielone i stremowane
od pierwszej próby: Żeromski i ja.
|
|
Żeromski był prawie na wszystkich próbach, z wyjątkiem
tych dni, gdy czuł się gorzej, już wtedy zaczynał chorować.
Ze słów Żeromskiego wiem, że Przepióreczka była jego
najukochańszym dziełem, bardzo wziął sobie do serca
niepowodzenia Białej rękawiczki i związane z tym zarzuty
krytyków, toteż drżał o los Przepióreczki. Kiedyś
wyraził się:
- Znowu powiedzą, że
nie czuję teatru i że to nie jest sceniczne.
Na próbach
był cichy, skupiony i niemal nieśmiały, w dyskusjach nawet
prawie udziału nie brał, o ile się go wprost nie zapytano,
tylko oczy mu się świeciły objawiając głęboką emocję i
zainteresowanie.
Raz zdarzył
się zabawny wypadek. Osterwa, aby ożywić nieco i rozruszać
starszą generację aktorską, zaprosił z Reduty na próby
analityczne profesora Mieczysława Limanowskiego –
człowieka o gorącym temperamencie, działającego na otoczenie
jak dynamit, który umiał sprowokować do dyskusji, i to czasem
bardzo gwałtownej. Tak się stało i tym razem. Podczas jednej z
analitycznych prób Limanowski rozpętał burzę, rozpocząwszy
dyskusję nad jakimś prostym i nieskomplikowanym zdaniem. Kolejno
wszyscy dali się wciągnąć i jeden przez drugiego każdy
przypisywał autorowi coraz to inne tendencje, zrobił się gwałt
i rwetes, wszyscy zapomnieli, że jest obecny autor i że jego
najlepiej byłoby zapytać. Żeromski, rozbawiony, siedział
cichutko i obserwował. Wreszcie ktoś wpadł na pomysł:
-
Zapytać autora
! Jaka myśl kryje się w tym zdaniu ?
-
Ależ tu się nic nie ukrywa –
usprawiedliwiał się autor. –
To należy tak rozumieć, jak napisałem!
|
|
„W
ogniu pracy",
jak to określano w Reducie, Żeromski powoli oswoił się z obcym
mu początkowo i tak specyficznym otoczeniem. Był bardzo wrażliwy,
więc odczuwał nastrój trochę oficjalny, jaki panował na początku,
i z równą wrażliwością chłonął później entuzjazm aktorów,
zapał i wielką wdzięczność, jaką wszyscy czuliśmy do niego,
jako do twórcy sztuki, nad którą się pracowało.
Gdy rozpoczęły
się próby tzw. sytuacyjne na scenie, prowadził je –
jak już wspominałam – Kazimierz Kamiński. Ustawiono ławki
na scenie, urządzono szkołę przy mojej pomocy, gdyż według
systemu pracy redutowej ja – jako nauczycielka w sztuce –
musiałam urządzić i ozdobić moją szkołę własnymi rękami.
Ławki szkolne podziałały na moich starszych kolegów zgoła
nieoczekiwanie: odmłodnieli –
z wyjątkiem mistrza Solskiego, który jest zawsze młody –
i zaczęli zupełnie po sztubacku broić i swawolić. Rej wodził
mistrz Solski, pełen zawsze humoru i niesłychanych pomysłów.
Przywiązywali się sznurkami do ławek, skakali przez okno
dekoracji, niemal gonili się...
Wszystko to do łez rozśmieszało Żeromskiego. Widok był
rzeczywiście zabawny, gdyż panowie byli leciwi, tak że Żeromski
kiedyś powiedział mi:
-
Pani ma szczęście grać w Przepióreczce z tysiącem lat...
|
|
Często było
słychać pobłażliwy głos Kamińskiego:
- Chmieliński !
Przestań bawić się sznurkiem.
albo:
- Solski, Solski !
Przestań gadać i siedź spokojnie !
albo wreszcie:
- Nie kręć się,
Bednarczyk ! Uważajcie ! Nie podpowiadać !
Podpowiadali,
kto mógł, Kotarbińskiemu, który umiał świetnie rolę, ale
znany był ze swego roztargnienia i czasem powtórzył to, co mu
dla kawału, młodociani koledzy podpowiadali, ale że serce miał
gołębie, nigdy się nie obraził...
Po kilku
dniach oswoili się wszyscy z otoczeniem na scenie i zaczęła się
wyłaniać prawdziwa sztuka, prawdziwe przeżycia.
|
|
Żeromski płonącymi
oczyma chłonął ten cud powolnych narodzin swoich postaci,
swoich ludzi. I czasem szereg dni z rzędu graliśmy na próbach
tak samo, Żeromski siedział sam na widowni, słuchał i oczy miał
pełne łez...
Wreszcie
nadszedł dzień premiery, właściwie prapremiery, w której miałam
szczęście brać udział. Było to dnia 27 lutego 1925 r.
Nastrój
podniosły, teatr wypełniony, miało się wrażenie jakiegoś święta.
Trema ogromna. I autor, i aktorzy zdenerwowani i podnieceni. Żeromski
był za kulisami, i patrzał na scenę przez szparę między oknem
a ścianą. W drugim akcie podczas sceny Jaracza z Osterwą, tak
się przejął, że wysunął się za daleko i część publiczności
zobaczyła w oknie dekoracji twarz autora dosłownie zalaną łzami.
Potem wielkie brawa –
owacje – triumf zupełny. Żeromski tego dnia był bardzo
szczęśliwy.
|
|
"...Pierwsza odtwórczyni
roli Smugoniowej Maria Malanowicz-Niedzielska wspominała po
latach (w r. 1945 !), jak na próbach
Żeromski płonącymi oczyma chłonął... cud narodzin swoich
postaci... siedział sam na widowni, słuchał i oczy miał pełne
łez..."
"Piękny
akcent Roku Żeromskiego" Jan Zygmunt Jakubowski
Kultura 12-12-1964
http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/102964,druk.html
dostęp 2.4.2013
|
|
|
opr. Halina
Przewoska; Parnas polski we wspomnieniach i anegdocie,
Warszawa 1964 |
|
|